Francois Rabelais – „Gargantua i Pentagruel” – Wyd. MG
Gargantua i Pantagruel napisany jest językiem ludowym, wręcz wulgarnym. Rabelais znając dobrze łacinę i grekę wprowadził więc do utworu dużo neologizmów.
Zaczynając czytać tę książkę miałam mieszane uczucia. Na pierwszy rzut książka może wydawać się „prostacka”. Jest w niej dużo humoru, niekoniecznie tego inteligentnego np. główne zabawy Gargantui to: plucie, pierdzenie, obmacywanie kobiet, lecz to tylko pozory.
Gdy się wczytamy w książkę głębiej, zaraz zauważymy co autor chce nam powiedzieć. Z autentycznych świadectw wiemy, że Rabelais za życia był dla współczesnych przede wszystkim człowiekiem olbrzymiej wiedzy, dającą mu nie tylko cześć i rozgłos, ale był tez przyjacielem wielkich osobistości i wybornym lekarzem.
Autor widział też jasno przyszłą linię rozwoju świata, był także dzieckiem ludu, mnichem, a w wędrówkach swoich zwiedził całą Francję. Otarł się o naukę Kalwina, a filozofia Rabelaisa streszcza się w jednym słowie: kult życia, kult fanatyczny, radosny, co uwiecznił w swej książce.
Ojcem Gargantui był Tęgospust. Mały olbrzym krzyczał mało, a sam brzęk dzbanów i flaszek sprawiał, że popadał w zachwycenie.
Za namową ojca Gargantua musiał się uczyć, a także miał spróbować sił do studiowania pod kierunkiem Ponokrata. Twierdził, że wedle prawdziwej filozofii monastycznej Ponokrata „jego mamka miała miękkie cycusie: owo gdy mnie karmiła, nos właził tam jak w masło i rósł sobie w nim i pęczniał, niby ciasto w dzieży. Twarde cycki u mamki robią z dzieci płaskonosów”.
A oto kilka słów na temat Pantagruela, syna Gargantui.
„Gargantua mając czterysta cztery razy po dwadzieścia, czterdzieści i cztery lat, spłodził syna Pantagruela. Dziecko było tak straszliwie wielkie i ciężkie, iż nie mogło przyjść na świat, nie zadławiwszy przy tym matki”.
Jak więc widzicie, lektura nie jest łatwą lecz morał, który wypływa z każdego rozdziału jest mądry i pouczający. Książka wydana w twardej oprawie, zawiera trzy części. W każdej części jest kilkanaście krótkich rozdziałów.
Zacytuję Wam księgę pełną pantagrualizmu, którą autor skierował do czytelnika:
„Do czytelnika
Przyjacielu, coś jął się tej Księgi,
Wszelki smutek chciej rozpędzić z czoła,
I czytając nie gorszyć się zgoła:
Zła tu nie masz ni szpetnej mitręgi.
Choć nauczyć niewiele was zdoła,
Jeno śmiechu da nieco czasami:
To lekarstwo najlepszym się zda mi
Na zgryzotę, co sercu dopieka:
Lepiej śmiechem jest pisać niż łzami,
Śmiech to szczere królestwo człowieka.
Żyjcie w weselu…!”
Zachęcam Was zatem do lektury i dobrej zabawy.