Maggie Stiefvater – „Przeklęci święci”
Czasami cuda czynione przez świętych są odbierane z nieufnością. Ludzie często boją się tego, czego nie rozumieją.
Lecz świat, gdzie każdy pątnik szuka rozgrzeszenia i ratunku nie jest tak bardzo idealny jaki by się wydawało. Gdzie mrok każdego z osobna, który jest głęboko skrywany w naszym sercu nagle wypływa na zewnątrz i staje się widoczny dla każdego śmiertelnika.
Rodzina Soria od wieków była uważana za świętą. W każdym pokoleniu rodził się cudotwórca, który miał moc, aby zdjąć jarzmo grzechu z pątnika. Druga faza natomiast polegała na tym, że takiemu świętemu pod żadnym pozorem nie wolno było się odezwać, ani nawet pomóc w jakikolwiek sposób nędznikowi. Ludzie z dalekich krain przybywali do mało znanej i raczej nie atrakcyjnej mieściny, którą zamieszkiwali sami Soriowie.
Tym którym udało się przezwyciężyć swoje obawy i jednocześnie największy strach, szybko odchodzili, znajdywali pracę, zakładali rodziny, natomiast ci, którzy jeszcze nie wpadli na pomysł aby się rozgrzeszyć zostawali na bezpiecznym miejscu blisko świętych. I tak zapełnił się mały przypustynny obszar w Kolorado.
Trójka kuzynów, wszyscy ze świętej rodziny razem mieszkają bardzo blisko siebie. Daniel, najstarszy z kuzynostwa jest najbardziej pobożnym świętym, który czyni wspaniałe cuda i ulecza chorych z grzechu, druga jest Beatriz, która swoją nadinteligencją nadrabia dość marne postępy w sprawie cudów, natomiast ostatni to młody Joaquin, który pragnie tylko jednego – stać się sławnym na płaszczyźnie radiowej.
Lecz niestety pewnego razu, Daniela, najświętszego z całej rodziny dosięga mrok, w panice jednocześnie dla dobra rodziny chłopak skazuje siebie na banicję i opuszcza miasteczko, a pątników przybywa i przybywa. Kto teraz musi przejąć obowiązki świętego, czynić cuda, uzdrawiać i być jednocześnie silnym, gdy żadne z młodych pretendentów tego nie chce?
Książka jak na pierwszy rzut okazała się dla mnie wypłynięciem na bardzo głębokie wody. Autorkę, która ją napisała znam dość dobrze i nie raz czytałam to co wyszło spod jej pióra i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Maggie Stiefvater uderzyła w całkiem inny ton niż wcześniej. Jak dla mnie wszystko w tej książce było nowe, całkiem inny język pisania, inne przedstawienie fabuły, a nawet inne przedstawienie bohaterów. Na początku czytania specjalnie sprawdzałam dwa razy, czy aby ta książka nie jest innej autorki. Może z początku było mi ciężko przyzwyczaić się do tak odmiennego stylu pisania, jednak po chwili mocnego wgryzienia się w temat nawet przypadł mi do gustu.
Książka warta polecenia i pamiętajcie sowy wszystko widzą!