Caroline Wallace – „Marta która się odnalazła” – Wyd. Pascal
Książka o niezwykłej więzi, jaka może powstać tylko i wyłącznie pomiędzy osobami, które w swoich sercach mają szczególnie miejsce dla siebie nawzajem.
Marta nie miała łatwego dzieciństwa, jako niemowlę – porzucona przez biologiczną matkę w walizce trafiła do biura rzeczy znalezionych. Prowadząca ów przedsiębiorczość okazała swoją litość i przygarnęła niewinne dziecko pod swoje skrzydła. Od tego czasu życie małej Marty Zguby okazało się jednym, wielkim koszmarem z którego nie można się obudzić. Tak miła i współczująca matka adopcyjna zamieniła się w dewotkę, która nie dość że wykorzystywała do pracy małą Martę, to nie pozwalała jej się ruszyć poza miejsce zamieszkania. Twierdziła, że jest ona niczym kormoran stacji, bez niej to wszystko co teraz stało, runie i zakopie pod sobą tysiące ludzkich istnień. Jedyne co wpędzało matkę w obłęd i czego panicznie się bała, był diabeł. Robiła wszystko aby uniknąć wymawiania tego słowa. Nie schodziła do piwnicy, bo była święcie przekonana, że tam jest piekło, co późnej wpoiła szesnastoletniej Marcie.
Pewnego słonecznego ranka dziewczyna zaalarmowania spokojem w domu postanowiła sprawdzić co się dzieje. Z chwilą, kiedy postawiła stopę na progu ciemnego pokoju matki zyskała pewność, że została sama na świecie. Tak oto niespełna dorosła Marta wkroczyła w życie osoby, która pracuje, utrzymuje dom i opiekuje się samą sobą. Jednak nie wie, że najważniejsza osoba w jej życiu jest obok niej, na wyciągnięcie ręki.
Przyjemna książka o prawdziwym odkrywaniu siebie i poznawaniu jaka może być prawdziwa, kochająca się rodzina. Marta nie raz jeszcze zderzy się z miłością, z zauroczeniem, kłamstwem i okrucieństwem. Nie zabraknie w jej życiu tajemnic z przeszłości. Według mnie powieść bardzo ciekawa i inspirująca nas, aby nie poprzestawać w poznawaniu siebie, ponieważ prędzej, czy później i tak czy chcemy, czy nie, dowiemy się wszystkiego, tyko tyle, że będzie bardziej boleć niż byśmy sami to zrobili.