Katharine McGee – „Tysiąc pięter” – Wyd. Moondrive
Świat biznesu i wielkich pieniędzy bywa czasami okrutny dla zwykłych ludzi mających przyziemne problemy. Manhattan w całej swojej krasie jest piękny na swój sposób i uważany za najbogatszy sposób świata przyciągania największej śmietanki.
Wieża wybudowana pośrodku wielkiej metropolii, mierząca tysiąc pięter, jest miejscem gdzie rodziny zabijają się o miejsce do życia. Jest w niej wszystko począwszy od klubów rozrywkowych, a skończywszy ma ogrodach, basenach i mieszkaniach.
Tak naprawdę dla społeczności zamieszkującej ją, wieża jest nie tylko ucieleśnieniem domu, ale i otoczenia. Statusem majątkowym i przewagą nad innymi, jest kwestia mieszkania na coraz to wyższym piętrze.
Mieszkająca na tysięcznym piętrze Avery, jest doskonałością i przykładem wzorowego piękna. Najpiękniejsza ze wszystkich, stworzona przez najlepszych lekarzy, którzy z DNA jej rodziców wybrali najlepsze cechy dla dziecka i połączyli w jedność, stała się wzorem do naśladowania. W świecie, w którym żyje nowoczesność i technika jest na pierwszym miejscu, tradycyjny świat w końcu został zastąpiony przez sztuczną inteligencję i technikę.
Pomimo tej doskonałości Avery jest nieszczęśliwa, jej brat Atlas adoptowany przez rodziców tylko i wyłącznie dla jej towarzystwa staje się z czasem dla niej bliższy, aż w końcu zakochuje się w nim. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że jej najlepsza przyjaciółka zaczyna umawiać się z Atlasem na randki. Avery pomimo dużej popularności i powodzenia, obrała sobie na cel tylko jednego mężczyznę i nie zważając na nic innego pragnie dążyć do spełnienia swojego jedynego marzenia.
Według mnie historia niecodzienna, ukazująca problemy nastolatków, które jak widać dalej nie zmieniają się nawet na przestrzeni wieków. Kłótnie, kłamstwa i zaplanowane intrygi, wciągają czytelnika w świat pieniędzy i niezrozumienia. Avery jest tylko jednym z ogniw łączących całość fabuły. Im dalej wspinasz się na szczyt i utrzymujesz się na nim, to spadek z niego trwa krótko i jest bolesny, krusząc wszystko co było wokół ciebie na małe kawałeczki.