Marek Hłasko – „Listy i pamiętnik” – Wyd. Iskry
Pamiętnik Marka Hłaski jak i jego listy pisane do matki przepełnione są ogromną troską syna o matkę. Rodzice Hłaski rozwiedli się po czterech latach małżeństwa. Matka Marka zmuszona była sama wychowywać nie dość, że syna to jeszcze dbać o utrzymanie domu.
Wzbudziło to w małym Marku nadopiekuńczość i zaborczość. Gdy pojawił się na matki drodze Kazimierz Gryczkiewicz to małoletni syn nie mógł się z tym pogodzić i trudno mu było zaakceptować Kazimierza jako ojczyma.
Z listów z obozów harcerskich i zimowego wyjazdu do Drewnicy wynikało, że syn był zrozpaczony i prosił matkę, a wręcz szantażował, aby natychmiast do niego przyjechała ”Mamo błagam Cię na wszystko, przyjedź do mnie. Pamiętaj, że pisząc ten list-płaczę”.
Marek miał wtedy od 11do 14 lat.
Czy to więc możliwe, aby nastolatek tak bardzo tęsknił za matką?
Jednak z drugiej strony chłopak mógł być przesadnie wrażliwy, bowiem doświadczył okrucieństwa wojny. Widział zwłoki na ulicach, walące się budynki, spadające bomby, czy getto. Marek mimo tych wszystkich przeciwności postanawia być dorosłym. Szybko podejmuje pracę, aby tym samym móc pomagać matce. Oddaje jej część wypłaty, martwi się o jej zdrowie, tak fizyczne jak i psychiczne.
Gdy pisarz opuszcza kraj, już jako postać znana, to jego emigracyjne listy do matki pełne są tęsknoty i miłości. Jednak Marek wcale nie jest ideałem, jak wygląda.
W gruncie rzeczy matka bardzo zawiodła się na synu, mimo iż ostrzegała go przed podejrzanymi kontaktami i spontanicznymi decyzjami (jak ślub z Wandą, czy Hanną Golde).
Oddaję w Wasze ręce młodzieńczy pamiętnik Hłaski, który godny jest Waszej uwagi i pochylenia się, bowiem listy i pamiętnik zostały odczytane z oryginalnych rękopisów, a co więcej oryginalne listy zostały umieszczone w tej książce. Wydawać by się mogło, że jedynym miastem w Polsce autora jest Warszawa, podczas gdy autor opisuje miasto Wrocław.
„Jest we Wrocławiu ulica, której nazwa została zmieniona sześć, czy siedem razy. Dzielnica, w której mieszkam nazywa się Kożuchów wcześniej nazywała się Zięplin potem Biskupin, następnie Sępolno, teraz Kożuchów, ale nie wiem czy jutro nie obudzę się na przykład na Psinowicach”.
„Wrocław ma swoje bolączki, jak np. brak kin, teatrów, tramwajów, ale i nie ma radości. Jedną z radości jest park Szczytnicki. Piękny i duży”.
Zachęcam Was do lektury w wolnym czasie.