Ostatni rycerze (2015) Reż. Kazuaki Kiriya
Oddany rycerz Raiden (Clive Owen) jest zmuszony do zabicia swojego pana i władcy, Bartoka (Morgan Freeman). Po tym wszystkim Raiden się załamuje, nie zwraca uwagi na swoją żonę, która próbuje utrzymać ich z wyplatania koszy, na swoich kolegów a dawniej podwładnych rycerzy. Zamyka się w sobie i szuka pocieszenia w alkoholu.
Ale czy na pewno?
Bardzo dobry film, ukazujący przywiązanie i oddanie. Chęć zemsty także się przeplata, lecz widz jest tutaj wprowadzony w błąd. Jaki? Przekonajcie się sami. Gwarantuję, że będziecie ogromnie zaskoczeni.
Prawie dwie godziny mijają nam szybko, a po filmie jesteśmy usatysfakcjonowani i zadowoleni z dobrze spożytkowanego czasu. Możemy podziwiać kodeks rycerski, ich oddanie, a przy okazji trochę zapoznać się z dawnymi czasami.
Nie potrzebujemy tutaj maksimum skupienia, lecz lepiej uważać, żeby czegoś nie przeoczyć. I co ważne, lepiej przygotujcie sobie dobry zapas przekąsek, bo w trakcie filmu nie będziecie chcieli wychodzić aby przypadkiem czegoś nie przegapić.
Na początku akcja jest troszeczkę spowolniona, lecz od drugiej połowy filmu zmienia się o 180 stopni i biegnie jak szalona. Zdradzę Wam tylko, że będzie wiele momentów trzymających widza w napięciu i niepewności.
Co jest złego, to że na samym końcu strasznie zagmatwany jest los głównego bohatera. Nie do końca wiadomo co się z nim stało. Osobiście należę do widzów, którzy wolą jasne i klarowne zakończenie, a tutaj nie wiadomo czy przeszłość przeplatana jest teraźniejszością, czy na odwrót.
Komu polecam: mężczyźni powinni być zachwyceni, a i kobietom powinien spodobać się rycerski klimat.
Moja ocena: 9/10