True Story (2015) Reż. Rupert Goold
Michael Finkel (Jonah Hill) to dziennikarz pracujący w New York Times. Jest ogromnie zadowolony ze swojej pracy, aż do pewnego momentu. Okazuje się, że w jednym ze swoich artykułów dziennikarz napisał nie do końca prawdę. Płaci za to ogromną cenę. Zostaje zwolniony. Próbuje znaleźć pracę gdzie indziej, niestety bezskutecznie, aż do czasu kiedy jeden z kolegów informuje go o mordercy, który używał jego imienia i nazwiska. Od tej pory Michael próbuje rozwikłać zagadkę. W tym celu będzie musiał spotykać się w zakładzie karnym z oczekującym na proces Christianem Longo (James Franco), lecz jaką pewność ma dziennikarz, że oskarżony o zabójstwo swojej rodziny mówi mu prawdę? A może zabójca chce go tylko wykorzystać i przywiązać do siebie?
Oprócz tego, że aktor Jonah Hill gra zazwyczaj w filmach komediowych i cały film kiedy tylko na niego spojrzałam, przypominał mi się 21 Jump Street, to film bardzo w porządku. Moim zdaniem, mogli jednak kogoś innego obsadzić do tej roli.
Film trwa godzinę i czterdzieści minut, ale trzyma w napięciu do samego końca. Co prawda zakończenie także mnie nie zadowala, po prostu go nie rozumiem. Nie wiem w końcu, czy jeden z bohaterów(nie powiem Wam który) poniósł śmierć czy nie.
Akcja toczy się bardzo zadowalającym tempem, jak na dramat to i tak szybkie tempo. Śmiało można go wpisać na listę filmów do obejrzenia w weekend lub na wieczór, lecz niekoniecznie romantyczny.
Co jeszcze mogę Wam powiedzieć, to na pewno to, że jest tutaj bardzo zagmatwany wątek. Jako widz nie wiemy w końcu, czy jeden z bohaterów zabił swoją rodzinę. Raz wierzymy w jego niewinność, a za chwilę wygląda na to, że jednak jest mordercą. Przekonajcie się sami i sami pomyślcie.
Komu polecam: jest to dramat i to w dodatku poruszający, nie widzę rozgraniczeń na płeć, co do wieku, to raczej dla młodzieży i dorosłych ludzi.
Moja ocena: 7/10